Wojaczek | Mój Nikifor
min.
Wojaczek (1999)
reżyseria: Lech Majewski
czas trwania: 89′
Film Lecha Majewskiego stanowi luźną rekonstrukcję ostatnich dni Rafała Wojaczka, „poety przeklętego”, który w 1971 roku we Wrocławiu popełnił samobójstwo w wieku 26 lat. Czarno-biały film składa się z kilkunastu sekwencji odtwarzających duszną, beznadziejną atmosferę końca lat 60.
w małym śląskim miasteczku – Mikołowie. Bunt poety przeciwko rzeczywistości wyraża się
w autodestrukcji. Już pierwsza scena, kiedy wychodzi przez szybę z restauracji, mówi widzowi wszystko o ekstremalnym sposobie życia bohatera. Wojaczek próbuje otruć się gazem, jednak powrót ojca do domu udaremnia jego zamiar. Idzie na cmentarz, gdzie spoczywa jego siostra (zmarła w wieku 6 lat), kładzie się do świeżo wykopanego grobu i prosi grabarza, żeby go zasypał. Odwiedza szpital, gdzie pracuje jego narzeczona Teresa. W trakcie miłosnego zbliżenia Rafał recytuje wiersz. Akt erotyczny i akt twórczy stanowi dla niego jedność. Podczas wizyty u poety i alkoholika Wiktora, Rafał zlizuje z przyjacielem wódkę wprost z podłogi, bo stłukła się butelka. Na wieczorku poetyckim poznaje sławnych już poetów – Edwarda Stachurę i Ryszarda „Brunona” Milczewskiego. Kiedy po kolejnym „wychodzeniu przez szybę” trafia do szpitala, mówi Teresie, że nie chce jej dłużej zadręczać. Wkrótce potem bierze śmiertelną dawkę środków nasennych.
Film Lecha Majewskiego fascynuje spójną wizją plastyczną i grą odtwórców głównych ról.
W filmie wystąpiło wiele osób znających Wojaczka osobiście (brat Andrzej Wojaczek, Teresa Ziomber – wielka miłość poety, Andrzej Styczeń – przyjaciel). Wojaczka gra nie aktor zawodowy, a Krzysztof Siwczyk, poeta. Dramat poety rozgrywa się na tle obrazu beznadziejnej rzeczywistości PRL-u, odtworzonej z dbałością o szczegóły. Twórcy chcieli zbliżyć się do tajemnicy niezwykłej osobowości
i samobójczej śmierci artysty.
Mój Nikifor (2004)
reżyseria: Krzysztof Krauze
czas trwania: 96′
Krynica, 1960. Do mieszczącej się przy deptaku pracowni Włosińskiego wchodzi Nikifor i rozpakowuje swój warsztat malarski.
Spokojne, uregulowane, zaplanowane do ostatniego szczegółu życie Włosińskiego ulega zakłóceniu. Włosiński próbuje pozbyć się natrętnego gościa. Postanawia odnaleźć rodzinę Nikifora. Okazuje się, że Nikifor żyje całkowicie samotnie. Mieszka kątem, nie ma nawet metryki. Z punktu widzenia prawa… nie istnieje. Włosińskiemu udaje się tylko ustalić, że pochodzi z matki niemowy i nieznanego ojca (krynicka plotka głosi, że był nim Gierymski).
Włosiński nie należy do entuzjastów malarstwa ludowego. W miarę jak poznaje Nikifora, zaczyna doceniać jego dzieło. Widzi żarliwą wiarę Nikifora, a jednocześnie duchową wolność. Odkrywa, że malarstwie oznacza ona niezależność od opinii, w życiu – brak przywiązania do doczesności i głęboką pokorę. Widzi, jak sam jest głęboko zniewolony przez malarskie wykształcenie – uzależniony do malarskiej tradycji, od ocen i sądów. Od marzeń o sukcesie, o materialnej stabilizacji.
Wychodzi na jaw, że Nikifor ma otwartą gruźlicę. Włosiński, dzieląc z nim pracownię ryzykuje nie tylko własnym życiem – ma rodzinę.
Nikifor nie chce iść do szpitala, szkoda mu czasu, chce malować. Włosiński, aby umieścić go, musi wziąć nad nim opiekę oprawną. Na tę wiadomość żona wraz dziećmi przenoszą się do Krakowa. Nie pomagają tłumaczenia, że Nikifor jest umierający i ta opieka jest na kilka miesięcy.
Jest rok 1967. Minęło 7 lat. Nikifor ciągle żyje. Spotykamy Włosińskiego i Nikifora w przededniu największego, polskiego, triumfu Nikifora – wielkiej, retrospektywnej wystawy w warszawskiej „Zachęcie” (skądinąd spóźnionej, bo w tym czasie Nikifor zaliczany jest już do piątki najwybitniejszych „naiwnych” świata). Widzimy, jak zmieniło się życie Włosińskiego. Porzucił malarskie ambicje. Sensem jego życia stała się opieka nad genialnym malarzem. Przypłacił to rozpadem rodziny.
Mija kilka miesięcy. Włosiński czuwa przy łóżku umierającego Nikifora. Przyjeżdża żona Włosińskiego, być może, jest to początek pojednania.