Godziny nadziei | Człowiek na torze

  min.

reżyseria:
różni
kraj produkcji:
Polska
opis:

Godziny nadziei (1955)

reżyseria: Jan Rybkowski
czas trwania: 87′

Wiosna 1945 roku. W małym, wyzwolonym przez Armię Czerwoną miasteczku na Ziemiach Zachodnich stacjonuje szpital wojskowy, którego komendant dowodzi także małym garnizonem. Nie wie, że w pobliskim lesie stacjonuje niemiecki oddział pancerny pułkownika SS Nagla. Zamierza on przejść szarżą przez miasteczko – jedyną drogą w kierunku zachodnim.

Akcją dowodzi von Lyx, syn właściciela miejscowego majątku, ale podczas zwiadu zostaje zatrzymany. Doprowadzony do komendanta, grozi zmasowanym ostrzałem artyleryjskim ulic, na których kłębią się obywatele niemal całej Europy. Komendant zarządza ewakuację cywilów, która kończy się pomyślnie. Broniący miasteczka porucznik Basior, osaczony, ginie, ale przybyła w porę odsiecz rozbija niemiecki oddział pancerny.

Banalny temat wojenny z historią miłosną został opowiedziany w sposób daleki od norm socrealistycznej estetyki, ekspresyjnymi kadrami, które w równym stopniu szokowały naturalizmem, co zaskakiwały malarskim symbolizmem. Niedocenione arcydzieło epoki.


Człowiek na torze (1956)

rezyseria: Andrzej Munk
czas trwania: 80′

W prologu maszynista nocnego pociągu pośpiesznego dostrzega na torach człowieka. Ostro hamuje, człowiek – jak się później okazuje, emerytowany maszynista Orzechowski – ginie, ratując pociąg od katastrofy.

W ciasnym stacyjnym pokoiku sylwetkę Orzechowskiego kreślą kolejno: zawiadowca Tuszka, były pomocnik Orzechowskiego, Staszek Zapora i dróżnik Sałata. Z opowieści tych, modelowanych również prywatnymi animozjami, jawi się obraz trudnego we współżyciu, ale niezwykłego człowieka starej daty, rzetelnego pracownika, mającego jednak trudności z zaaklimatyzowaniem się w nowych, socjalistycznych warunkach pracy na kolei. Sytuacja wyjściowa Człowieka na torze niewiele różni się od sensacyjno-kryminalnych schematów funkcjonujących w filmowych i powieściowych produkcyjniakach, ale zastosowany przez reżysera kontrapunkt słowa i obrazu pomógł mu w nakreśleniu – niczym w Obywatelu Kane Orsona Wellesa – niejednoznacznego portretu nieżyjącego bohatera.