Julieta
96 min.
Trzymająca w napięciu historia matki poszukującej córki, która wiele lat temu zniknęła bez śladu. Opowieść o skrajnych uczuciach, jakie odczuwamy wobec najbliższych i tajemnicach, które przed nimi skrywamy. Filmowa adaptacja opowiadań wyróżnionej literacką Nagrodą Nobla Alice Munro pokazuje, że siłą kina Almodóvara jest niezmiennie wiara w potęgę uczuć i miłości.
W nowym filmie reżyser „Porozmawiaj z nią” i „Volver” wraca do rzeczywistości, w której czuje się najlepiej: świata kobiet i ich namiętności.
ALMODÓVAR O FILMIE
„Julieta” wzięła swój początek w opowiadaniach Alice Munro. Od kiedy przeczytałem „Uciekinierkę” myślałem o zaadaptowaniu trzech jej historii – „Szansy”, „Wkrótce” i „Milczenia” – na potrzeby kina. Te trzy opowiadania, choć nie następują kolejno po sobie, miały wspólną bohaterkę – Julietę. To niezależne formy, a ja spróbowałem nadać im wspólny charakter, dodając niezbędne elementy. Dwa tragiczne rozstania, rezultat przypadku i pecha, naznaczyły świadomość Juliety. Poczucie winy, które dotyka także jej córkę, wślizgnęło się w scenariusz, choć nie zdawałem sobie z tego do końca sprawy. Pojawiło się, kiedy wydawało mi się, że scenariusz jest już gotowy, w momencie, gdy jego elementy dopasowują się wzajemnie, stają się bogatsze niemal bez udziału scenarzysty, a z powodu samej opowieści. Poczucie winy podróżuje z Julietą w pociągu, jak tragiczne przeznaczenie. To sprawia, że historia staje się mroczniejsza, co jeszcze wzmocnił ścieżką dźwiękową Alberto Iglesias. Zbiór opowiadań „Uciekinierka” pojawił się już jako rekwizyt na planie „Skóry, w której żyję”. Na tacy, na której Marisa Paredes (Marilia) podaje więzionej przez siebie Elenie Anayi (Vincente/Vera) śniadanie znajduje się również książka Alice Munro. Już wtedy zacząłem prace nad adaptacją. Zamieniłem Vancouver na Nowy Jork, bo bliżej mi do Stanów Zjednoczonych niż Kanady. Oba te kraje mają podobną strukturę rodziny. Dzieci, jadąc na uniwersytet, wcześnie opuszczają dom i wiele z nich oddala się od rodzin. Zyskują emocjonalną i geograficzną niezależność. W Hiszpanii rodzinne relacje nigdy nie zostają zerwane, pępowina łączy nas z rodzicami i dziadkami, nie jest jej straszny upływ czasu, oczywiście z wyjątkami. Bo przecież i tu mamy dzieci, które opuszczają dom, oraz ojców i matki, które porzucają swoje rodziny i nigdy nie wracają.
MUZYKA I PIOSENKI
Kiedy pokazałem zmontowany film Alberto Iglesiasowi, kompozytorowi, z którym pracuję od dwudziestu lat, jego pierwszą reakcją było to, że nie potrzebuje on muzyki. Podobał mu się taki surowy, prosto z montażowni. Muszę w tym miejscu ponownie wyrazić wdzięczność wobec Pepe Salcedo, mojego stałego montażysty, który z łatwością wszedł w ten film-łamigłówkę, i oddychał w rytm oddechów jego bohaterów tak, że cięcia są niezauważalne. Opowieść płynie, jakby to była linearna historia, a przecież nie może być to dalsze od prawdy. Wracając do Alberto Iglesiasa – powiedziałem mu, że film potrzebuje ścieżki dźwiękowej. Chociaż przechodzę właśnie okres wstrzemięźliwości i kuszące było pozbawienie „Juliety” akompaniamentu muzyki. Muzyka zawsze była dla mnie jednym z najważniejszych narzędzi służących opowieści: razem ze scenariuszem kształtuje narrację, jest jej szkieletem.
Zasugerowałem Alberto, by napisał krótkie przejścia, które akcentowałyby zmiany czasu akcji, lub też powroty do postaci. Chodziło mi o coś subtelnego i lekkiego, jak kompozycje Clinta Eastwooda do jego najlepszych filmów („Za wszelką cenę”, „Listy z Iwo Jimy”). Wydaje mi się, że powstała jedna z najlepszych ścieżek Alberto Iglesiasa. Chciałem odejść od muzyki, która zsynchronizowana jest z cięciami, więc Alberto zsynchronizował ją z głosami i spojrzeniami postaci. Nawet jeśli mamy szerokie ujęcie z grupą aktorów to wydaje się, że muzyka dobiega wprost z oczu Juliety. To muzyka, która oddycha jak żywe stworzenie i w naturalny sposób łączy się z dialogami. Chwilami miałem wrażenie, że Alberto skomponował operę, gdzie ariami są nakładające się na siebie opowieści Emmy Suárez, a akcja dzieje się w spojrzeniach aktorów. Bardzo trudno pisze się muzykę, gdy w scenach jest tak dużo dialogów. Zazwyczaj słowa i muzyka walczą ze sobą. Alberto Iglesias rozwiązał ten problem w genialny sposób. W filmie pojawia się tylko jedna piosenka, towarzyszy napisom końcowym. Tu również miałem wątpliwości, związane z moją wstrzemięźliwością, ale słowa które śpiewa Chavela Vargas w „Si no te vas” („Jeśli nie odejdziesz”) są kontynuacją ostatniej kwestii Juliety: „Jeśli odejdziesz, mój świat się skończy, świat w którym żyjesz tylko ty. Nie odchodź, nie chcę, żebyś odchodziła, bo gdy tylko to zrobisz, ja umrę”.