Ucieczka z kina Wolność | Niedzielne igraszki

  min.

tytuł oryginalny:
wykład: dr Anita Skwara
reżyseria:
różni
kraj produkcji:
Polska
opis:

Ucieczka z kina „Wolność” (1990)

reżyseria: Wojciech Marczewski
czas trwania: 87′

Janusz Gajos stoi oniemiały w ciemnej sali kinowej. Przed oczami ma widok niezwykły. Na ekranie zbuntowani aktorzy nie chcą dalej grać fałszywych, ogłupiających ról. Próbują im w tym przeszkodzić histeryczne, pełne paniki reprymendy dobiegające z widowni. To przedstawiciele oficjalnej komisji starają się zagłuszyć swój strach i bezradność. Jeszcze chwila i Janusz Gajos wybuchnie śmiechem. „Poruszająca scena, przywodząca na myśl «Mistrza i Małgorzatę» Bułhakowa orzekli krytycy.
W filmie Marczewskiego jest jeszcze wiele sekwencji równie wymownych i dramatycznych. Tworzą dzieło, które stało się wydarzeniem artystycznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 1990 r. Uhonorowano je wówczas Grand Prix i Nagrodą Dziennikarzy. Wyróżnienie dla najlepszej głównej roli męskiej otrzymał Janusz Gajos. Ucieczkę… nagradzano jeszcze kilkakrotnie, także za granicą, np. na Festiwalu Filmów Fantastycznych w Avoriaz. Wcześniej najważniejsze trofea zdobywały tam m.in. Carrie Briana de Palmy, Pojedynek na szosie Stevena Spielberga i Terminator Jamesa Camerona.

Pierwiastek fantastyczny odgrywa w filmie Marczewskiego rolę niepoślednią, choć nie w sposób właściwy produkcjom science fiction. Służy bowiem ukazaniu przemiany duchowej cenzora niegdyś poety i krytyka literackiego, obecnie (tak go określił reżyser) człowieka „spsiałego”, pozornie groźnego, lecz w rzeczywistości zastraszonego i samotnego. Oba światy: realny i fantasmagoryczny, przenikają się. Cenzor przekracza granicę ekranu, wchodzi do wnętrza filmu, powodowany miłością do jednej z jego bohaterek Małgorzaty. Jednak i tam spotyka go rozczarowanie. Wraca do rzeczywistości, lecz nie będzie już tym samym człowiekiem. Niegdyś poeta, potem cenzor, teraz kto? Jeden z krytyków pisał: „W tym filmie każdy chce wyjść z ram własnego życia. Buntuje się cenzor. Buntują się postacie filmowe. Wszyscy szukają wolności, której nie ma. Jej przebłysk jest może tylko w idei ucieczki. Wystarczy wejść na dach własnej kamienicy, aby przekonać się, ilu ludzi znajduje się w stanie ucieczki. «Aż tak wielu?» dziwi się cenzor, obserwując dachy pełne ludzi. Sam jest jednym z lunatyków”.

W kinie Wolność odbywa się projekcja filmu Jutrzenka. Seans przerywa niezwykłe wydarzenie. Aktorzy ożywają na ekranie, rozpoczynają między sobą rozmowy, wciągają w nie publiczność. Wokół kina gromadzą się tłumy, odpowiednie władze i służby zastanawiają się, co począć w tej skomplikowanej sytuacji. Przybywa także cenzor, mężczyzna dobiegający pięćdziesiątki, ongiś krytyk literacki, dziennikarz. Zaciera się granica między fikcją a rzeczywistością. Cenzor rozmawia z jedną z bohaterek filmu Małgorzatą. Aktorka dziękuje mu za dobrą recenzję, którą napisał przed laty, lecz jednocześnie nie pochwala tego, co robi obecnie. Uświadamia mu, że rola cenzora jest w gruncie rzeczy przyczyną jego zniewolenia. Cenzor chce skończyć z tym, co robił do tej pory. Decydenci postanawiają zniszczyć kopię Jutrzenki. W akcie protestu cenzor wchodzi do filmu, chcąc uniemożliwić spalenie kopii.




Niedzielne igraszki (1983)

reżyseria: Robert Gliński
czas trwania: 54′

Czarno-biała taśma, niewielki metraż, akcja osadzona w konkretnym miejscu i konkretnym czasie. A mimo to film Roberta Glińskiego w przejmujący sposób opowiada o sprawach uniwersalnych. Reżyser ukazał dziecięce zachowania, które jak krzywe zwierciadło odbijają poczynania dorosłych. Dzieci demonstrują „wzorcowe” działania starszych, nie podlegają jednak ich niepokojom i obawom, brak im dystansu do świata. Dlatego właśnie są tak wyraźnym, gorzkim odbiciem swoich rodziców.
W niedzielny poranek 1953 r. na jednym z typowych warszawskich podwórek-studni słychać krzyk podwórkowej „Głupiej”: „Umarł! Umarł!… Nie żyje…”. Ludzie, którzy zebrali się wokół figurki Matki Boskiej, komentują śmierć Stalina, by po chwili rozejść się i pozostawić podwórko we władzy dzieci. Niektórzy rodzice idą do kościoła, inni na pochód zorganizowany na cześć zmarłego. O tym, co dzieje się na ulicach, świadczą dalekie odgłosy bicia kościelnych dzwonów i bliższe – dochodzące z megafonów – fragmenty pogrzebowych mów. Elementy „dorosłej” rzeczywistości nieuchronnie wdzierają się również w świat dziecięcych zabaw. Józek, wybierający się na wczasy do Rabki, udaje przed kolegami, że jedzie na „sam pogrzeb”, a na potwierdzenie swoich słów obwiesza się medalami skradzionymi ojcu. Zabiera również komplet przedwojennych orderów ojca Rycha w zamian za obietnicę pożyczenia karabinu. Kierowca samochodu służbowego mający odwieźć Józka na dworzec od razu dostrzega w jego klapie Virtuti Militari i sądząc, że odznaczenie to należy do ojca Józka, rekwiruje ordery i „jedzie o wszystkim zameldować”. Niedoszły „delegat na pogrzeb” zostaje wśród wyśmiewających go dzieci i – aby podreperować swój nadszarpnięty autorytet – aranżuje następne zabawy. Bez większego powodzenia próbuje sterroryzować przy pomocy karabinu Rycha przybitego utratą odznaczeń swojego ojca. Następnie podchwytuje pomysł zbiórki pieniędzy „na Głupią Blachę”, nad którą dzieci z lubością się znęcają. Zabawa zostaje przerwana przez Maryśkę, samotną dziewczynkę zawsze trzymającą się z dala od głównego nurtu podwórkowego życia i wyłączoną poza obręb dziecięcej wspólnoty. Tym razem uchodzi jej to na sucho, ponieważ do grubego Józka przyjeżdżają służbowym samochodem panowie, aby wypytać go o rodziców. Przesłuchują również dozorcę – ojca Rycha – który już wcześniej zauważył brak swoich, pieczołowicie ukrywanych, odznaczeń. Dzieci bawią się dalej, tym razem w posągi. Przywódcze aspiracje Józka raz jeszcze znajdują ujście w ukierunkowywaniu rozwoju wydarzeń. Przegrywający w zabawie Rych ma za karę udusić kota, co też próbuje czynić, szantażowany groźbą wydania jego ojcu tajemnicy zaginionych odznaczeń. Zwierzątko porywa Maryśka. Pozostali, pod przewodnictwem Józka, rzucają się za nią w pogoń po rusztowaniach i strychach. Pod wpływem wzrastającego napięcia i emocji dziewczynka zabija kotka, ściągając na siebie gniew innych dzieci. Uroczyście grzebią kota, potem rzucają się na Maryśkę i zasypują ją w piasku. Po Józka przyjeżdżają opiekunowie i zabierają go do domu dziecka. Rodzice chłopca zostali aresztowani. Na wyludnionym podwórku malcy znów bawią się w wojskowe musztry. Powtarzają z trudem za najstarszym z nich słowa przysięgi: „Przysięgam walczyć z wrogiem…”.